Kompromitacja PiSowskiego wojewody. Nie rozumie na czym polega tragedia ludzi w Borach Tucholskich

“Do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska”. Te zaskakujące słowa wypowiedział wojewoda pomorski Dariusz Drelich, gdy postanowił skomentować swoją decyzję, dotyczącą ogłoszenia stanu klęski żywiołowej po nawałnicach.

Przez Pomorze przetoczyły się nawałnice, które zdewastowały gigantyczne połacie lasu i zniszczyły domy. W wyniku wichur zginęły też dwie, przebywające na obozie harcerki. Eksperci twierdzą, że takiej katastrofy nie widziano w Polsce od stu lat, a jednak wojewoda pomorski nie podjął decyzji o ogłoszeniu klęski żywiołowej.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


– Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska – tłumaczył w rozmowie z reporterem TVN. Swoją decyzję argumentował tym, że do usuwania szkód po wichurach wystarczą straż pożarna, leśnicy i pomoc okolicznych mieszkańców. Dodał również, że wojsko jest wzywane tylko w przypadku wystąpienia bezpośredniego zagrożenia życia, np. podczas powodzi.

Koniec końców żołnierze pojawili się na terenach doświadczonych przez gwałtowne załamanie pogody, ale jak twierdzi sołtys Rytla, najbardziej poszkodowanej przez nawałnicę miejscowości, stało się to o cztery dni za późno.

Usuwanie skutków nawałnicy cały czas trwa. Aż chce się spytać: co tak długo? Przecież to to tylko “zamiatanie liści”?

Źródło: TVN