Skandal. Mięsem z zarażonych świń nakarmiono wojsko?

Są dowody na to, że co najmniej 260 ton konserw ze świń zagrożonych afrykańskim pomorem trafiło do wojska. Żołnierzy nie informowano o pochodzeniu mięsa. Rząd trzyma sprawę w tajemnicy. To ustalenia Wirtualnej Polski i Gazety Wyborczej.

Zamówionych przez wojsko konserw było ponad 800 tys. sztuk. W imieniu Ministerstwa Obrony Narodowej zamawiała je w listopadzie i grudniu 2016 r. Regionalna Baza Logistyczna nr 4 we Wrocławiu. Z niej konserwy były rozsyłane na poligony i do jednostek. W zamówieniu wojskowi zaopatrzeniowcy dokładnie sprecyzowali, że chodzi o „konserwy mięsne” wytwarzane „w ramach ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z wystąpieniem afrykańskiego pomoru świń na terytorium Rzeczypospolitej”.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Puszki z wieprzowiną trafiły do wojska, ale zamawiała je też Służba Więzienna w Katowicach. Producenci wytwarzali je z mięsa świń skupowanych w ramach interwencji państwa w związku z plagą pomoru afrykańskiego (ASF). Mięso świń, u których stwierdzono wirusa ASF, było utylizowane, ale zwierzęta z obszaru dotkniętego epidemią rząd postanowił przerobić na konserwy. Na puszkach nie ma żadnej informacji o tym, z jakich zwierząt pochodzi wieprzowina. Jedyną wskazówką jest napis drobnym drukiem na etykiecie: „Konserwa grubo rozdrobniona, sterylizowana”. Co może, lecz nie musi oznaczać, że jest to mięso z obszarów dotkniętych chorobą. Konsumenci są bezsilni.

Dlaczego na opakowaniu brakuje informacji o pochodzeniu mięsa? Gazeta Wyborcza przypomina, że w 2017 r. obecny minister rolnictwa Jan Ardanowski wyjaśniał posłom z sejmowej komisji rolnictwa, że „To świnie, które nadają się do spożycia”, ale „z powodów propagandowych i psychologicznych nie chcą ich kupować konsumenci”.

Na pomysł wykorzystania dla instytucji publicznych mięsa z obszarów dotkniętych ASF wpadł w 2016 r. ówczesny minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Ponieważ według badań mięso z ASF nie jest szkodliwe dla człowieka, można je po przetworzeniu w specjalnych warunkach wprowadzić do obrotu. Miał to być ratunek dla hodowców i producentów walczących z zarazą, szczególnie dotkliwą na Podlasiu skąd pochodzi Jurgiel. Plan został zaakceptowany przez rząd Beaty Szydło. Ustawę przeprowadzono przez Sejm w błyskawicznym tempie. A specjalne porozumienie z MON, którym rządził Macierewicz, pozwoliło wojsku na zamawianie konserw.

Ponieważ ludzie nie chcieli jeść „podejrzanego” mięsa (według portalu Wirtualna Polska w jednej z jednostek wojskowych doszło do buntu w stołówce), nie podano do publicznej wiadomości, którzy producenci podjęli się przerabiania wieprzowiny. Do dzisiaj nie wiadomo więc, ile mięsa kupiono i jaki był koszt całej operacji.

Konserwy, których nie zjedli żołnierze, zalegają w magazynach państwowej Agencji Rezerw Materiałowych. Agencja nie chce podać dziennikarzom żadnych liczb, bo „dane o rezerwach strategicznych są niejawne”. MON napisał tylko, że nie ma obecnie konserw ze skupu interwencyjnego, co może oznaczać, że zamówione w latach 2016-17, żołnierze już zjedli.

Źródło: Gazeta Wyborcza, Wirtualna Polska