Dziennikarz w odpowiedzi na kłamstwa Michała Karnowskiego. Kulisy pracy w propisowskim tygodniku

Michał Karnowski chciał zdyskredytować jednego z pracujących u niego dziennikarzy, który odszedł i oskarżył go o rzekome pójście w tzw. ciąg (w domyśle alkoholowy). W odpowiedzi ów dziennikarz postanowił ujawnić prawdę. “W odpowiedzi na kłamstwa Michale Karnowskiego.. Przez wspólnego znajomego dałem znać, że chcę odejść z RZ i szukam nowego miejsca. Od  razu przyszła informacja zwrotna, że są zainteresowani moim dziennikarstwem. Nie było mowy o żadnej próbie, stażu, tym bardziej, że już wcześniej dwóch dziennikarzy tygodnika Sieci namawiało braci żeby mnie ściągnęli, bo cenią moje umiejętności.” – napisał Marcin Dobski

“Zatem pierwszą  część poniższego zdania Michała można włożyć między bajki, a za chwilę będzie można zrobić to z drugą. Pracowałem w Sieciach blisko dwa miesiące. W pierwszym miesiącu napisałem ileś tekstów i dostałem za nie określoną kwotę (satysfakcjonującą). W drugim napisałem dwa razy więcej tekstów i dostałem o połowę mniej pieniędzy. Jednego tekstu w ogóle nie opublikowano, bez słowa wyjaśnienia. Zapytałem więc Michała skąd ten błąd, ale stwierdził, że to nie błąd, tylko wycena dla zewnętrznego autora, bo nie siedzę w redakcji.” – ujawnił dziennikarz.

Reklamy


Chcesz czytać  więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


“W pierwszym miesiącu też nie siedziałem, ale chwalono mnie za teksty i nie było problemu. Na inne wynagrodzenie umówiłem się na początku, skoro więc próbowano zrobić ze mnie durnia to powiedziałem, że odchodzę. Nie ma sensu odnosić się do słów o ciągu, bo w każdej redakcji oddawałem teksty na czas. W okresie, o którym pisze Michał, napisałem dwa razy więcej artykułów, więc daj Boże wszystkim takie rzekome ciągi.”

Już wcześniej poczułem, że to nie miejsce dla mnie, gdy na redakcyjnej Wigilii zobaczyłem prezes TK Julię Przyłębską. Pieniądze przelały czarę goryczy. Przestrzegam.” – podsumował dziennikarz.